Już niedługo amerykański Newsweek będzie dostępny tylko w wersji elektronicznej… Czy taki los czeka również polskie wydanie tego tygodnika? Na pewno nie w najbliższej przyszłości, ale może warto z tej okazji przyjrzeć się bliżej rozrastającemu się rynkowi e-czytników i różnego rodzaju tabletów?
Owszem, słyszałam opinie, że elektroniczne książki są ciągle jedynie ciekawostką i nie zdobędą rynku szturmem jak Sandy wschodniego wybrzeża U.S., ale z drugiej strony z dnia na dzień przybywa ich zwolenników. Jeśli weźmiemy pod uwagę zatrważające wyniki badań czytelnictwa w Polsce (ponad 50 % Polaków, nie czyta w ogóle!), to wszelkie propozycje popularyzujące ten sposób aktywności uważam za zasadne. Aby odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule, należy zastanowić się najpierw, jakiego rodzaju czytelnikiem jesteś (bo skoro poświęcasz czas ten artykuł, wiemy przynajmniej, że w ogóle czytasz).
Są ludzie, którzy w ogóle nie czytają książek, są ludzie czytający mało i są tez prawdziwe mole książkowe. Nie oszukujmy się, jeśli jesteś jednym z dwóch pierwszych typów, czytasz nie więcej niż 5 książek rocznie, a do prasy sięgasz równie rzadko, to kupowanie e-czytnika spokojnie możesz sobie darować. Bardziej będzie Ci się opłacało kupowanie interesujących Cię książek, nie wspominając już o przejściu się do biblioteki… E-czytnik nie będzie też dobrym wyborem, jeśli liczysz na zniewalającą jakość ilustracji, lub czytasz publikacje wzbogacone interaktywnymi dodatkami. Te najlepsze czytniki dysponują zaledwie szesnastoma odcieniami szarości, te gorsze – maksymalnie ośmioma.
A może lepiej kupić sobie tablet? Da on możliwość nie tylko czytania książek i artykułów, szybkiego przeglądania stron internetowych i korzystania z różnego rodzaju aplikacji (jak na przykład Flipboard skupiający wszystkie subskrybowane przez nas kanały). Jeżeli potrzebujesz urządzenia, którego tylko przy okazji będziesz używać do czytania książek, a Twoim priorytetem jest szeroko rozumiana rozrywka, to tak – kup sobie tablet. Jeśli jednak dużo czytasz, a nabyte urządzenie ma Ci służyć przede wszystkim do tego, nie wahaj się – wybierz e-czytnik!
W czym tkwi ich sekret? Jeśli nigdy nie miałeś w ręku e-czytnika, może Cię zadziwić jego wyświetlacz. Tak zwany e-papier to jedyny rodzaj wyświetlaczy, które… nie świecą! Dzięki temu nie tylko wyglądają prawie jak prawdziwa książka, ale też nie męczą wzroku tak jak ekrany LCD. Ale czym w ogóle jest e-papier? Żeby Cię nie zamęczyć szczegółami technicznymi, powiem tylko, że są to małe kuleczki atramentu, które za pośrednictwem impulsów elektrycznych układają się w piksele. Daje to jasne tło i ciemny atrament, który pokazuje tekst – jak w prawdziwych książkach. Zobacz, jak wyglądają te ekrany w takim samym powiększeniu:
Zapewne w tym momencie pojawią się głosy, że e-czytnik to kolejny niepotrzebny gadżet. Przecież książki w wydaniu elektronicznym można czytać na komputerze (a praktycznie każdy ma do niego dostęp), albo na smartphonie (których pojawia się na rynku coraz więcej). Ale każdy z nas wie, że ciężko jest cokolwiek zobaczyć na ich ekranach w pełnym słońcu… Dzięki temu, że wyświetlacze e-czytników nie są podświetlane, im więcej słońca będzie na nie padać, tym lepiej! Jesteś w stanie przeczytać cokolwiek z zamieszczonego na zdjęciu obok iPada? Ja też nie. Ale nie mam najmniejszych problemów z dojrzeniem, co wyświetla ekran Kindle’a!
To, że ekran nie jest podświetlany, może stanowić dla niektórych wadę tego typu urządzeń, ponieważ odbiera to możliwość czytania po ciemku (zapewnianą przecież przez smartphony i tablety), ale moim zdaniem jest to jedynie szukanie dziury w całym. Czytanie po ciemku za pomocą tego typu urządzeń jest nie tylko męczące, ale i niezdrowe dla oczu, nawet jeśli przełączymy je na tryb nocny, którego chyba jedyną zaletą jest zużywanie w mniejszym stopniu baterii.
Skoro jesteśmy już przy oszczędzaniu baterii, nie sposób nie wspomnieć o kolejnej ogromnej zalecie e-czytników, jaką jest właśnie niewielkie zużycie baterii. Zarówno smartphone, jak i tablet wymagają praktycznie codziennego ładowania, podczas gdy w e-czytnikach energia elektryczna zużywana jest przede wszystkim do przełączania stron. Znalazłam informacje, że najprostszy model wytrzymuje do 10 dni przy stale włączonym Internecie, a z wyłączonym nawet do 30 dni! Może to stanowić dodatkową zaletę, gdy będziemy w podróży, poza tą, że możemy pomieścić całą naszą bibliotekę w kieszeni :)
Wiem, że zapach nowej książki jest niezastąpiony, ale jeśli czytasz dużo, to kupowanie książek elektronicznych może się okazać o wiele tańsze. Dodatkowo można znaleźć darmowe książki, czy chociażby próbki w postaci pierwszych rozdziałów. Jest to duże udogodnienie, bo przecież komu z nas chciało by się stać w księgarni, żeby przeczytać rozdział interesującej nas książki, żeby zobaczyć, czy na prawdę warto ją kupować? W tej kwestii nie ma różnicy, czy korzystasz z czytnika, tabletu, czy smartphone’a, ale jeśli chodzi o finanse, to czytniki są bezkonkurencyjne! Żeby kupić przeciętny tablet, musisz wydać około 1 500 zł, natomiast przeciętny e-czytnik kupisz już za 200 zł.
Wracając do pytania z tytułu… Czy warto? Nie wiem… To zależy tylko i wyłącznie od Ciebie! Zrób porządny „rachunek czytelniczego sumienia” i zastanów się, czy to urządzenie nie będzie jedynie Twoim kolejnym do kolekcji gadżetem. Jeśli tego właśnie potrzebujesz, kup sobie tablet – da Ci on zdecydowanie więcej możliwości. Jeśli jednak jesteś prawdziwym molem książkowym, to e-czytnik sprawi Ci wiele przyjemności i pożytku! :)